Załóżmy, że istnieje ochotnicza formacja wojskowa, brygada bądź nawet armia utworzona na wzór średniowiecznej husarii, której oddziały zakupiły sobie prywatnie na własność nie tylko karabiny, ale Rosomaki w różnych wersjach i choćby przestarzałe czołgi Twarde i BWP od armii zawodowej. Formacja taka to zamożni Polacy, których jest niewielu, ale których stać na taki sprzęt i są wykorzystywani, jak dawniej husaria przez królów.
Wykorzystując prywatną dumę narodową co niektórych, morale, pewność siebie przechodzące nawet w pychę, które wciąż w Polakach żyją, można stworzyć formację niby to prywatnych wojsk, która z powodu owego morale, może być nie do powstrzymania, nawet przez dobrych taktyków przeciwnika, bo działając błyskawicznie, jak dawniej husaria, atakuje i zawraca np. nocą. Już na wstępie brzmi to jak fantazja, która nie może mieć przełożenia na nowoczesne pole walki. A jednak niezależnie od czasów i technologii wszelkie armie zawsze obawiają się tych oddziałów, których brawura graniczy z szaleństwem. Sprawdzali to Polacy na samolotach w bitwie o Anglię: „my staraliśmy się po prostu mieć zaliczone strącenie Niemca, a oni zachowywali się, jak gdyby chcieli pozabijać wszystkich Niemców na pokładzie bombowca” (relacja Anglika o Dywizjonie 303). A jeszcze wcześniej Polacy przećwiczyli pierwsze w historii nocne ataki pancerne w kampanii francuskiej, gdzie wykazali się wysoką skutecznością przeciw wojskom niemieckim, nawet kiedy Francuzi już się poddawali, zabrakło tylko paliwa i musieli niszczyć swój sprzęt. Okazało się wtedy, że 120 lat Zaborów nie zniszczyło w Polakach ducha bojowego. Po aktywności grup paramilitarnych i pojedynczych działaczy widać, że i pół wieku udawanego socjalizmu również nie zniszczyło morale młodych Polaków. Jest zatem podłoże do takiej działalności, trzeba tylko dać ludziom działać, otworzyć prawne drzwi.
Jeśli bowiem są środowiska, które domagają się większego prawa do posiadania broni dla cywilów i zainteresowanych wojskowością, ja proponuję dać możliwość posiadania broni wielkokalibrowej i zaawansowanej. Pojazdy wojskowe już można posiadać, więc droga w pewnym sensie nie jest zamknięta.
Wątek prawny. Któż może sobie wyobrazić posiadanie zestawu rakiet przeciwlotniczych w domu albo wyrzutni Spike instalowanej na moim pojeździe. W zasadzie faktycznie trudno wyobrażać sobie magazynowanie tak uzbrojonego pojazdu w stodole, ale zamiast szukać utrudnień, na wszystko należy szukać rozwiązań. Ważne jest osiągnięcie celu. Spokojnie zatem mogą nasi husarze posiadać rosomaki, BWP czy czołgi, ale odpowiednio rozbrojone jedynie jako pojazdy. Uzbrojenie owszem byłoby w ich posiadaniu własnościowym, ale zmagazynowane w okolicy macierzystego poligonu, bo w warunkach pokoju tam powinno być używane. Pojazdy z demobilu można posiadać, są nawet firmy turystyczne i rozrywkowe świadczące odpłatnie przyjemność przejażdżki takimi pojazdami, tutaj jednak należałoby udostępnić pojazdy współcześnie używane w polskiej armii. Trudno umożliwić takiej formacji używanie zróżnicowanych pojazdów z różnych fabryk, bo byłby problem późniejszego zabezpieczenia technicznego. Raczej musiałoby to być wyposażenie ustandaryzowane do możliwości późniejszych napraw, a nawet polskich producentów.
Żeby utworzyć obecnie równie skuteczne wojsko, jak dawniej husaria najpierw trzeba cofnąć się do przeszłości i sprawdzić, co powodowało tak wysoką skuteczność husarii, a później przełożyć to na warunki współczesne. Zrobili to już dawno historycy, więc wystarczy sięgnąć do źródeł. Jest to luźny felieton, więc piszę z pamięci, ale jak dobrze pamiętam, husarię mieli też nasi sąsiedzi z różnych stron, ale tylko u nas była tak skuteczna.
Otóż wymieniają historycy:
a) brawurę,
b) bardzo drogie specjalnie układane konie (podejrzewa się nawet specjalną rasę, choć to wątpliwe),
c) rewelacyjne przeszkolenie wojska,
d) zróżnicowaną broń, inną wobec różnych przeciwników,
e) wyjątkową broń, niespotykaną u przeciwników (szabla polska),
f) pewność siebie nawet przy ogromnej przewadze przeciwnika,
g) umiejętność walki w każdych warunkach nawet pieszo,
h) unikalną taktykę,
i) wyjątkowo niskie straty.
Brawury trzeba nauczyć żołnierzy w trakcie szkoleń. Na współczesnym polu walki musi się to wiązać z prędkością ataku oraz zaskoczeniem. W przypadku ustandaryzowania wyposażenia nakierowanego na walkę z innymi pojazdami i piechotą jeden nalot jednego helikoptera bądź samolotu może wyrządzić ogromne straty. Przed tym zgrupowanie musi bronić się różnorodnością wyposażenia oraz prędkością, a tym samym nieprzewidywalnością kierunku i pory ataku.
Kosztowne specjalnie układane konie. Aby osiągnąć specyficzny efekt ataku husarii, koń ćwiczony był do tego podobno kilka lat. A później często tracony w jednej bitwie. Jeden „pachołek” z chorągwi często posiadał kilka koni. Końmi muszą być pojazdy, a nawet jednostki latające. Specjalne ułożenie trzeba będzie zastąpić nowoczesnym ciągle udoskonalanym oprogramowaniem, łącznością i systemami, w które wyposażone będą pojazdy.
Dobre przeszkolenie. Przeszkolenie nie zastąpi doświadczenia, ale nie ma obecnie aż tylu okazji do sprawdzenia umiejętności armii ochotniczych. Atak nowoczesnej husarii nie może być ćwiczony jako drobna symulacja na kilku kilometrach, bo w realiach w założeniu będą to musiały być ataki na 150-200 km. Przewidywać zatem należy możliwość manewrowania (przynajmniej pojazdów kołowych) na długo przed poligonem na drogach publicznych i leśnych, żeby taktyka uderzenia była ćwiczona w większej skali. A przede wszystkim do znudzenia ciągłe powtarzanie tych samych czynności, ale w zróżnicowanych sytuacjach z elementem zaskoczenia husarii na poligonie. Element sytuacji niespodziewanych musi być obecny na wszystkich ćwiczeniach ze względu na to, że nigdy tego rodzaju jednostka nie będzie do końca mieć rozpoznanych sił przeciwnika, działając niezwykle daleko w strefie przeciwnika.
Zróżnicowanie uzbrojenia. Wyjątkowe uzbrojenie. Husaria była w stanie walczyć i wygrywać z kozakami, lekką jazdą tatarską na wytrzymałych koniach, muszkieterami, pikinierami, ciężkimi jazdami typu wschodniego i zachodniego, zmasowaną piechotą turecką, problem stanowiły czasem trwałe fortyfikacje albo przeciwnik okopany w niesprzyjającym terenie. Była to formacja typowa dla walk polowych. Zależnie od przeciwnika mogli użyć pistoletów, nadziaka (młotek do przebijania zbroi), kopii, koncerza (1,5m pręt do nadziewania piechoty), szabli polskiej i co ciekawe końskich kopyt, ale o tym za chwilę. Podobnie też w przypadku nowoczesnej nam współczesnej wojny raczej nie będzie sensu używać tego rodzaju wojsk w terenie zbyt gęsto zabudowanym. Jako zróżnicowaną broń należy rozumieć, że przeciętna „chorągiew” będąc już w polu w warunkach bojowych, musi być w stanie wykrywać i zwalczać zarówno drony, samoloty, helikoptery, piechotę, milicje, pojazdy opancerzone, jak i czołgi. Jednostka taka często znajdować się będzie na tyłach przeciwnika, dlatego nikt nie zapewni jej zwiadu ani rozpoznania, również i w tym zakresie musi radzić sobie samodzielnie. Oczywiście większość pojazdów muszą to być pojazdy dostosowane do walki z piechotą i pancernymi siłami przeciwnika, ale w składzie muszą się znaleźć także zestawy rakietowe ziemia powietrze, drobna artyleria, szybkostrzelne działka do zwalczania statków powietrznych, nieznaczna piechota zmechanizowana, jak i niewielkie drony obsługiwane z pojazdów.
5 lub 6 metrowa kopia zapewniała, że przeciwnik był zabijany, zanim mógł stawić opór, więc na potrzeby naszej husarii trzeba będzie opracować typ rakiet, które będą pełnić rolę pośrednią między artyleryjskimi i przeciwpancernymi. Jest tu zadanie dla polskich politechnik, w których pojawia się coraz więcej geniuszy, którzy będą musieli opracować taką rakietę przeciwpancerną, która może niszczyć cele niewidoczne dla strzelca, a zlokalizowane np. przez dron i to w biegu. To nie wszystko, być może nawet rakiety samodzielnie wyszukujące i rozpoznające cele. Rakiety o zasięgu zamiast 2-3 to 6-7 km. Istnieje ryzyko samodzielnego wykrycia i zniszczenia pojazdów cywilnych, które będą na trajektorii lotu takiej rakiety. Podobnie też z koncerzem, pistoletami czy szablą. Polska technika wojskowa musi opracowywać coraz nowsze typy broni odbiegające działaniem od innych producentów, żeby potencjalny przeciwnik nie nadążał z dostosowaniem swojego wojska i technologii do walki z husarią. Typy wyposażenia husarii, jeśli husaria zechce zróżnicowane (bo ona za to zapłaci) i ciągle zmieniane, ale w miarę standardowe w chorągwi, żeby ułatwić zaopatrzenie.
Pewność siebie. Przy jednej z bitew (nie pamiętam jakiej), Król polski obcego pochodzenia wystraszył się, że przeciwnika jest kilka razy więcej wojska, a hetman miał odpowiedzieć: „starczy nas aż nadto”. Nie można mieć pewności siebie, jeśli się człowiek wcześniej nie sprawdzi, przez to prawdopodobnie będzie, trzeba pozwolić wojsku prywatnemu nie tylko brać udział w misjach wyjazdowych, ale wręcz na własnych pojazdach, z własnym wyposażeniem i zastosowaniem własnej taktyki. Będzie to wyjątkowo trudne ze względu na prawo międzynarodowe i standaryzację NATOwską, ale nie jest niemożliwe.
Nie może też husaria mieć pewności siebie, jeśli w kraju wciąż jest tak niepewna sytuacja polityczna. Potencjalni kandydaci do takiego wojska pochodzą z takiego kierunku politycznego, w którym mogą obawiać się zdrad, szpiegów, agentów wpływu i sprzedawczyków, bo jest w Rzeczpospolitej wciąż jeszcze spore zagęszczenie tajnych współpracowników potencjalnie wrogich krajów i mocarstw. Warto wówczas umożliwić kandydatom przed utworzeniem formacji poprzez współpracę z odpowiednimi służbami walkę wewnętrzną nad wykrywaniem zagrożeń wewnętrznych, agentów wpływu itp. Człowiek bowiem, który na bieżąco walczy, nawet w warunkach pokoju, jest siebie pewniejszy, kiedy przychodzi do walk frontowych. Walka o sprawy wewnętrzne musi być jednak połączona z jej skutecznością aresztowaniami szpiegów, zdrajców itp.
Walka w każdych warunkach. W bitwie pod Hodowem husaria broniła się we wsi bez koni, bez szarży na piechotę, między chałupami 400 Polaków przeciw tysiącom Tatarów i co ciekawe wygrali z bardzo nieznacznymi jak na przewagę przeciwnika stratami. Żołnierze chorągwi współczesnych husarii powinni zatem być ćwiczeni w różnych warunkach i różnych formacjach, a nawet brać udział w misjach innych jednostek. Spowoduje to nie tylko zróżnicowane przeszkolenie, ale i doświadczenie, jak choćby umiejętność obsługi wielu różnych nawet skomplikowanych rodzajów broni, nawet tych, które użytkuje przeciwnik. Pod Hodowem nasi jako naboi do pistoletów używali grotów tatarskich strzał.
Unikalna taktyka. To w szarży między innymi takie zwarcie jazdy konnej kolano obok kolana i to w kilku szeregach, że bronią oprócz wymienionych stawały się też końskie kopyta. W normalnych warunkach koń nie nadepnie człowieka, ale kiedy jechał w ciasnocie, musiał i potrącić i rozdeptać pieszego przeciwnika husarii, zwłaszcza ten w drugim czy trzecim szeregu. Nie sugeruję rozjeżdżania gąsienicami czołgów przeciwnika, bo to było charakterystyczne raczej dla okopów I czy II wojen, ale chodzi o zaskoczenie i bezradność. Nagłe pojawienie się, prędkość jazdy, brawura i odwaga nowoczesnej husarii mają powodować, że przeciwnik każdej nawet zawodowej i doświadczonej formacji będzie bezradny. Najlepiej efekt ten osiąga się poprzez zaskoczenie, ale husaria potrafiła to osiągnąć, nawet kiedy przeciwnik był czujny i jak mu się wydawało przygotowany.
Można to osiągnąć kilkoma metodami. M.in. główne dowództwo nie powinno wyznaczać odgórnie czasu ataku, a jedynie cel pozostawiając jednostce wybór dnia i pory dnia, wówczas minimalizuje się ryzyko przecieku szpiegowskiego i przechwycenia tak cennej informacji. Można pójść o krok dalej i wyznaczyć kilkanaście celów, którymi określona chorągiew ma się zająć, ta w ciągu jednego ataku na głębokie tyły wybierze samodzielnie kilka z nich. Można to także osiągnąć prowadząc ostrzał ciągły i wędrujący. Musi wtedy grupa szturmowa współpracować z lotnictwem i artylerią, i niezbyt intensywnie, ale ciągle ostrzeliwać naprzemiennie cele, które wyznaczyło dowództwo. Samodzielnie nawet wykorzystując swoją wewnętrzną artylerię i drony ostrzeliwać cel tuż przed atakiem, żeby dodatkowo unieruchomić przeciwnika, albo też wprost przeciwnie, dla niepoznaki ostrzeliwać artylerią cele poboczne myląc kierunek ataku. Osiąga się w ten sposób efekt zmęczenia przeciwnika, a zwłaszcza dowództwa, które ciągle będzie otrzymywać zbyt zróżnicowane do analizy meldunki. Chorągiew musi mieć bardzo dobrą osłonę przeciwlotniczą lub atakować w złą pogodę. Dla dobrej skuteczności ataku niezbędne jest zwarcie dużej ilości sprzętu, czyli strzelających luf na niewielkim terenie (czyli coś w rodzaju pancernej pięści), łatwo wtedy o ogromne straty w przypadku nalotu, ale też łatwo o sukces naziemny, jeśli do nalotu nie dopuścić. Przed artylerią dalekosiężną przeciwnika bronić będzie manewrowość i prędkość, a także szybkie znikanie za pomocą odskoczenia lub rozproszenia. Przed atakiem zatem musi być znany kierunek odwrotu, który zapewni niskie straty lub ich brak. Taktyka musi być też elastyczna, dostosowywana na bieżąco, a przede wszystkim w rękach dowódcy, który jest w polu, a nie w sztabie. Sprzęty nawet lekko uszkodzone muszą być porzucone i niszczone, jeśli miałyby opóźniać dalszy atak lub odwrót. Ważni są wówczas tylko żołnierze.
Wyjątkowo niskie straty. Żołnierze średniowiecznych przeciwników wierzyli czasem, że husaria i jej konie są nieśmiertelne, a to z tego powodu, że zanim postrzelony koń upadnie albo jeździec spadnie z konia, to szeregi przeciwnika były martwe albo uciekały w panice i nie miał kto obserwować skutków salwy. Ten efekt niskich strat można osiągnąć, uważam, przez połączenie powyższych zagadnień. Ponadto wszelkie straty powinne być utrzymane w tajemnicy, wówczas będzie to utrzymywało słabszych psychicznie żołnierzy przeciwnika w przekonaniu o tym, że ciężko walczyć z husarią.
Jak utworzyć husarię XXI wieku? Pierwszą przeszkodą jest prawo, drugą fundusze, a trzecią chęci do walki. Prawo można odpowiednio do sytuacji dostosować, nieco trudniej wówczas funkcjonować w NATO i umowach międzynarodowych, ale te szczegóły należy zostawić przebiegłym prawnikom.
Poważniejszą i chyba największą przeszkodą jest brak funduszy. W założeniach do husarii nowoczesnej mieliby wstępować zamożni Polacy, których stać na zakup drogich pojazdów wojskowych. Podobnie husaria średniowieczna też nie od razu powstała i też jeden koń husarski kosztował tyle, co dwie wsie, więc też było to bardzo drogie tak, jak teraz cena Rosomaka to ok 17 mln zł. Osób, które stać na taki zakup prawdopodobnie jest Polsce zaledwie kilkaset, może kilka tysięcy, z czego większość z nich ideologicznie będzie zdecydowanie przeciwna takiej inicjatywie, bo ich majątki związane będą w dużej mierze z inną niż proobronna opcją polityczną. Mimo wszystko, te kilka tysięcy osób jest wystarczającą bazą do tego, aby rozpocząć tworzenie poszczególnych chorągwi. Pamiętajmy też o tym, że w średniowieczu husaria też powstawała długo z wysiłkiem prywatnym i skarbu państwa oraz z wojny na wojnę. Zaczynali od zwykłej jazdy ciężkiej lub lekkopancernej i tak samo można zrobić obecnie. Można rozpocząć od dobrze wyposażonych HAMWI z ciężkimi karabinami, działkami plot, rakietami plot i ppanc, niewielkimi dronami. Ze swoim morale będzie to komponent wystarczająco zmuszający wszelkiego przeciwnika do refleksji, a później z czasem pojawią się Rosomaki czy pojazdy gąsienicowe, byćmoże np. w ramach rywalizacji między plutonami chorągwi.
Chęci do walki ochotników, którzy sami się uzbroili. Pamiętajmy, że historyczni bohaterowie przez króla bądź innego dowódcę nagradzani bywali darowaniem posiadłości ziemskich albo przywilejami. Trudno wyobrazić sobie darowanie komuś wsi w naszej rzeczywistości albo ziemi państwowej, której niewiele już zostało, ale przywileje to i owszem. Załóżmy sytuację, w której żołnierze za zniszczenie pojazdu przeciwnika otrzymują rok zupełnego zwolnienia podatkowego, za zniszczenie pojazdu gąsienicowego lub czołgu 2 lata, za samolot lub helikopter 3 lata, a za zniszczenie sztabu przeciwnika dożywotnie zwolnienie z podatków. Biorąc pod uwagę, że uczestnikami takiego wojska mogą być jedynie osoby o wielomilionowych majątkach i ich przyjaciele wynajęci do obsługi pojazdu, to perspektywa choćby rocznego zwolnienia z podatku milionera jest bardzo obiecująca u często zupełnie wystarczającą zachętą do walki. Można się zastanawiać, że po jednej szarży husarskiej majątek narodowy straci ogromne wpływy do budżetu, ale przełóżmy do na zagrożenie zniszczenia ojczyzny pożogą wojenną. Lepiej zatem wysłać husarię na kilka szarży na głębokie (150-200km) tyły przeciwnika, zanim ruszy, niż dopuścić do rozwoju jego ofensywy. Wszystkim w Rzeczpospolitej wówczas bardziej się to opłaci.