1. Sandomierz charakteryzuje się ciasnotą krajobrazu, z tego powodu montując oczyszczalnię ścieków odebrano rzekom część lokalnych terenów zalewowych, zwężając i tak najwęższy fragment międzywala w tym odcinku Wisły.
2. Obecnie międzywale w Sandomierzu ma 450 szerokości, a w wyżej położonym Tarnobrzegu ok kilometr.
Ta różnica powoduje, że każda większa i szybsza woda będzie szukać ujścia na najniższych wałach. W ostatnich latach zamiast współpracować w budowie kanału ulgi i polderów samorządy prześcigają się w tym, kto postawi wyższe wały. "... a niezgoda rujnuje".
3. Gdy zdarza się, że woda Wisły kumuluje się pod Sandomierzem wówczas w międzywalu Trześniówki, Łęgu i Sanu następuje cofka wody do wysokiego stanu. Są w sąsiedztwie tych rzek rozległe obszary, które jako poldery można wykorzystać do wyłapywania nadmiaru wody nie mieszczącej się w międzywalu. Dodatkowo obwałować, zaopatrzyć w śluzy i na codzień użytkować jako pola, łąki, lasy, ale mieć możliwość obniżenia wysokości fali powodzi w dodatkowym międzywalu. Aby taki efekt osiągnać, Świętokrzyskie musi współpracować ściślej z Podkarpackim, a Sandomierz z Tarnobrzeskim, a na to się nie zanosi.
4. Lokalne poldery mogą pomóc tylko przy szybkich, ale małych wezbraniach, jeśli wezbrania będą szybkie i duże, czyli fala będzie długa wówczas brakuje nam kanału ulgi. Zbyt wąskie międzywale mamy wszędzie tam, gdzie Wyżyna Sandomierska zbliża się do doliny Wisły lub odwrotnie. Od Andruszkowic przez Sandomierz do Kamienia Łukawskiego. Tak długi odcinek przewężonego międzywala generuje powodzie oraz zmusza nas do skonstruowania długiego kanału ulgi, który powinien się ciągnąć od Wielowsi i Sielca przez okolice Sobowa, Furman, Sokolnik, Orlisk przynajmniej do Łęgu, jeśli nie jeszcze dalej przez otoczenie Gorzyc, Zaleszan, Skowierzyna, Dzierdziówki do Sanu, a to już trzeba zespolić z inwestycją nowej drogi krajowej planowanej tu od lat.
5. Wciąż mamy nastawienie do obrony pasywnej przed powodziami. Obrona pasywna to wyższe wały, wycięcie krzaków i drzew, pogłębianie koryta ma ona taki sens, że można to podejmować przed powodzią, a gdy przyjdzie woda, nie można robić już nic, a tylko pasywnie czekać. Można nadbudować koronę wału workami, pomogło to w 2010 roku we Wrzawach, ale to walka kosmetyczna, choć należy do ochrony aktywnej. Obrona aktywna przed powodziami to taka, która pozwala podejmować realne działania na dużą skalę, również w trakcie przepływu fali i np. sterować owym przepływem. Nie mam na myśli takiego sterowania, że tu rozwalimy wał zalejemy parę wsi, ale miastu ulżymy, bo to już patologia. Chodzi mi o brak obrony aktywnej realnej na dużą skalę. Należą do takiej obrony poldery i kanały ulgi. Jeśli mamy poldery i przychodzi woda możemy ściągać np. górną część fali powodziowej, w takim momencie w jakim zdecydujemy otworzyć śluzę np. gdy właśnie ma się przelać. Mamy wtedy bezpośredni wpływ na wielkość wezbrania, które możemy do pewnego stopnia opanować. Drugi sposób zwłaszcza wobec większych powodzi, to dysponując kanałem ulgi decydujemy, kiedy chcemy przepuścić część wody bokiem pod naszą kontrolą, by ulżyć głównemu nurtowi w międzywalu. Jest wysoce prawdopodobne, że część ludzi na odpowiednich stanowiskach wciąż nie widzi różnicy między przygotowaniami insfrastruktury podstawowej (wały, wycinki, koryto), a przygotowaniem narzędzi do panowania nad powodzią. Jest możliwe, że część z nas w ogóle nie rozumie możliwości panowania nad wezbraniem tak dużej rzeki jak Wisła, a nawet wykorzystaniem go do nawadniania przesuszonych ostatnio dolin (nie bezpośrednio, a przez podniesienie poziomu wód gruntowych). W melioracji ani ekologii stosowanej dotyczących tych zagadnień, nie istnieją pojęcia takie jak obrona pasywna i aktywna, wymyśliłem je na potrzeby tego tekstu, aby lepiej rozumieć, sens mojego przekazu.