Tekst dla tych, którzy wychowują dzieci, a zwłaszcza dziewczynki. Dla tych, których związek zagrożony jest przez propagandę nowoczesnej moralności. Dla tych, którzy nie chcą wpasć pułapki moralne nowoczesności. Dla czytelników, których partner życiowy jest podatny na moralne wpływy z zewnątrz.
Problemy społeczeństwa rozwiązłego według Pulikowskiego zaczynają się już w dzieciństwie. Ma to być związane z przemysłem farmaceutyczno-seksualnym i rewolucją obyczajową, na której inni z kolei mają zysk np. polityczny. Można bowiem jako człowiek być nikim, ale jak się komuś nie chce pracować, to może użyć tak, czy inaczej pojętej płciowości i dobrze żyć z polityki. Całe owo towarzystwo przyciąga do siebie ludzi, których zdeprawowano za młodu albo coś im w życiu nie poszło i się pogubili. Związana jest też z tym mocno oczywiście propaganda, która wywołuje kompleksy, strachy i obawy. Pawlukiewicz wspomina, że strach jest jedną z broni diabła przeciw człowiekowi, zauważa, że często zanim zrobimy coś złego czy głupiego, to najpierw jest obawa lub strach o coś. W takich przypadkach można się obawiać, że jest się nienowoczesnym, nietolerancyjnym, staroświeckim, a ci lepsi są nowocześni i idą za nowymi trendami np. obyczajowymi. Też i tu często "coś" zapakowane jest w sreberko.
Pulikowski wspomina w wykładach, że człowiek już od dziecka jest bombardowany propagandą seksualną i obyczajową zmierzającą oczywiście do dewiacji. Na kilku spotkaniach autorskich zauważyłem, że podłoże do takiej propagandy jest czasem dobre, bo rodzice wstydzą się z dziećmi o tym rozmawiać podobnie jak wychowawcy klas, ksiądz powie o moralności, biolog o plemnikach i jajeczkach, a o praktyce dojrzałego życia codziennego często nie ma kto. Nowocześni edukatorzy trafiają do szkół z nowoczesnymi projektami edukacyjnymi i uczą treści, na które rodzice polscy często by się nie zgadzali. Jeśli dyrektor szkoły nie zachowa czujności, to rodzice dowiedzą się o demoralizacji dopiero po fakcie.
W formie komercyjnej natomiast do młodzieży trafia nowoczesna propaganda za pomocą np. pisemek i filmów dla młodzieży. Jak wspomina jeden z wykładowców, może to być np. w takiej formie, że 12latka pisze do redakcji o swoich doznaniach samodzielnych bądź już z chłopcem, a później czyta o tym 16-17 latka, która zauważa, że przecież ma już swoje lata i jeszcze nie ma rozwiniętego życia intymnego. Oczywiście była to zmyślona bzdura o zmyślonej 12latce, ale skutkiem tego 16latka obawia się opóźnienia „rozwojowego” i wchodzi w świat, do którego mogła jeszcze nie dojrzeć psychicznie. Znajomi ostatnio zdziwili się bądź przerazili jakimś filmem dla młodzieży, który mówi dzieciom, o „tych sprawach w szkole”. Jeśli sami dla siebie mają podręcznik obyczajowy z filmu, o tych sprawach „w wielkim mieście” albo podziwiają zwyrodnienia obyczajowe obcych kultur w kostiumowych filmach o dawnych władcach tureckich, to skąd ich pretensje do filmów dla dzieci. Dzieci uczą się, przede wszystkim obserwując rodziców.
Jest grupa ludzi, firm, spółek, fabryk, partii politycznych i korporacji, które widzą swoją korzyść w demoralizacji i nawet z niej żyją, więc na każdym kroku próbują propagować zróżnicowane jej formy. Ukazując oczywiście jako coś dobrego, ciekawego, a nawet rozwojowego. Jeśli ktoś za młodu zostawiony samemu sobie z „tymi sprawami” został poddany propagandzie z indoktrynacją obyczajową, o ile w międzyczasie nie trafi na kogoś żyjącego przyzwoicie albo nie nawróci się, później może szukać podobnych rzeczy w przyszłości, żeby nadal się nimi karmić. Może to znaleźć w najprostszy sposób w internecie i telewizji, ale może też w innych mediach.
Jadąc ostatnio pojazdem, słyszałem fragment audycji radiowej poświęconej temu, czy warto wchodzić wiele razy do tej samej rzeki. Były pojedyncze osoby, które opowiadały o swoim życiu z wieloma rozstaniami albo kryzysami z tą samą osobą, które ostatecznie układało się dobrze, bo prawdziwa miłość wszystko zwycięża. Zaraz potem prowadzący albo zmieniał temat na wracaniu do tej samej pracy, albo marki pojazdu, albo też pozwalał mówić osobie, która wprost mówiła, o tym, że najlepiej jest ciągle zmieniać opcje (czyli partnerów łóżkowych). Miało się wrażenie, że audycja jest w jakimś kierunku sterowana, ale stało się coś ciekawszego, bo umożliwiono w niej wypowiadanie się tzw. ekspertów. Przy czym ekspertem ktoś był, chyba tylko dlatego, że radiowiec za eksperta go uznawał. Radia tego właścicielem są Niemcy, a promowano w czasie audycji książkę Fryczkowskiej „Żony jednego męża”. Wypowiadał się ktoś bezpośrednio o tej książce, może i sama autorka (zakłócenia), snując mglisty opis o tym, jak to dwie kobiety żyją w jednym domu z jednym mężczyzną, czyli wzorek muzułmański. Ja wrażenie po tej wypowiedzi miałem jednoznacznie, że książka miałaby opisywać, jak to fajnie jest żyć w patologicznym na polskie warunki układzie domowym. Przebieg audycji, sposób wypowiedzi, dobór dzwoniących słuchaczy, własność radia i treść książki wyglądało jak jakaś dziwna ustawka.
Książki nie czytałem i nie mam zamiaru, bo już na starcie ją obrzydzono, mówiąc, o czym jest. Warto jednak zajrzeć głębiej do internetu. Okazuje się, że wydawcą książki jest Burda Publishing i tego tematu nie chce mi się rozwijać, ale „ciekawą” działalnością wykazuje się też autorka. Otóż według wikipedii (z dnia 24.03.17) obecnie „jest w trakcie studiów podyplomowych na Gender Studies na ISNS Uniwersytetu Warszawskiego”, „tworzy silne postaci kobiece”. Z pobieżnych, krótkich recenzji wynika, że wspomina pani Anna w swoich książkach o uciążliwości życia w patriarchacie, a w większości bodajże książek przewija się motyw o przyjaźniach, powiązaniach bądź innych związkach między dwiema kobietami. Z recenzji tych książek na stronach wydawców zrozumiałem, że bohaterami są kobiety, a jeśli zdarza się mężczyzna, to jest jakiś nieżyciowy hipochondryk albo pracoholik. O Fryczkowskiej wspomina wikipedia, że dziennikarstwa uczyła się od Wojciecha Giełżyńskiego, a pierwsze zdanie opisu tego pana (znalezione 24.03.17) brzmi : „Debiutował w wieku 16 lat na łamach ”Gazety Ludowej”, niezależnego dziennika, którego naczelnym był jego ojciec, Witold Giełżyński” Mocno mnie zdziwiło, jak to możliwe, że była jakaś Gazeta Ludowa za komuny i w jaki sposób miała być niezależna. Jeśli już to drugiego obiegu np. solidarnościowego, ale wtedy nie nazywałaby się przecież ludowa, bo to określenie kojarzyło się jednoznacznie ze znienawidzoną przez drugi obieg władzą. Następnie wiki mówi: „W stanie wojennym przeszedł do prasy drugiego obiegu”. Ja zgłupiałem, że najpierw był facet w niezależnych, a później w drugim obiegu. Dla mnie sens to ma taki, że najpierw był łysy, a potem stracił włosy. Dalej pośród licznych kwiatów i pochwał, (również 24.03.17) można znaleźć opisy tego pana w wikipedii: „Związany z masonerią”, „Przyznał się do siedmiu lat współpracy z SB, zakończonej w 1964.”
Nie wiem jak to wszystko rozumieć. Niewątpliwie Giełżyński widać, że jest zasłużony dla kultury, a te ciemne karty, trudno jakoś odnosić. Starzy autorzy wspominają, że dawniej, aby zostać pisarzem, trzeba było wydać książkę i dwóch kolegów. Czy byłoby to tak, że na początek kariery, potrzebna była współpraca z SB? Czy był to przypadek zmuszania i szantażowania przez SB? Tego nie umiem wywnioskować ani znaleźć.
Obecnie mówi się, że jeśli chce się być znanym kulturotwórcą i dobrze zarabiającym to trzeba pisać o dewiacjach seksualnych i obyczajowych, bo są ludzie, którzy chcą dawać na te rzeczy duże pieniądze. Czy Fryczkowska pisze w najnowszej książce o tym, co w polskiej kulturze uznane jest za patologię, żeby mieć większą poczytność i sprzedawalność? Czy robiłaby to po to, żeby wydawnictwa, które mają dużą kasę na promocję, chciały ją drukować? Czy jeśli napisałaby o perypetiach zwykłej polskiej rodziny, której ciężko na co dzień, a 500+ pomogło pierwszy raz, razem wyjechać na wakacje, to byłby temat niechciany przez dużych wydawców? Czy może to ja gdzieś popełniłem błąd i źle coś zrozumiałem w znalezionych materiałach? Czy rację mają ci, którzy mówią, że związki mieszane są złe, owi wszyscy prawicowcy, katolicy i narodowcy, że obyczajowość i moralność mamy już swoją? Czy rację mają ci, którzy mówią, że potrzebna jest nam nowa obyczajowość i moralność nowoczesna, unijnoeuropejska z akcentem muzułmańskim? O tej autorce podaje wiki, że bierze czasem udział w układaniu scenariuszy seriali, czy tam też należy spodziewać się prób przemycania do świadomości obcych naszej kulturze ideologii niebezpiecznych dla bardziej wrażliwych osobowości? Czy czyny tej osoby są jednak dobre, tylko czasem coś źle wygląda?
Jak poruszać się w świecie, w którym już nie można sięgnąć po książkę w księgarni albo bibliotece, bo nie wiadomo, gdzie kryć się może treść, którą być może nie chcielibyśmy częstować naszych bliskich ani dzieci? Co ma zrobić mąż, który ma opiekować się żoną również duchowo, gdy nie ma czasu na nic w obecnym świecie, a żonie koleżanka podsuwa „wyzwoloną” literaturę zachęcającą z wolna do rozwodów? Co zrobić, gdy od dzieciństwa podatne na wpływy dzieci, a zwłaszcza dziewczynki naoglądają się i naczytają rzeczy, które nie są jeszcze dla ich wieku? Co robić, gdy dyrektor szkoły wpuszcza w dobrej wierze teatrzyk lub grupę edukacyjną z jakiegoś stowarzyszenia finansowanego z unii, a edukatorem okazuje się być facet w sukience, czego rodzice może by nie chcieli? Co zrobić ma opiekun duchowy swojej rodziny, gdy nawet w radio można spotkać po cichu przemycane treści, które obce są kulturze, w jakiej chciałby wychować swoje dzieci i utrzymać swoją rodzinę? Nie powinno się zamykać nikogo pod kloszem ani izolować jak robią to muzułmanie, bo efekt jest później często jeszcze gorszy. Kloszowane dzieci nie mają odporności psychicznej i nie radzą sobie z codziennymi sprawami w życiu dorosłym, a te zbyt otwarte na świat pozostawione za bardzo samym sobie, mogą popaść w nurty myślowe, których rodzice mogliby nie chcieć.
Nie ma chyba dobrej recepty. Na pewno trzeba walczyć o bliskich, o słabych, o potrzebujących. Na pewno trzeba być czujnym. Na pewno nie można zostawiać spraw samym sobie, ale wzorca postępowania chyba nikt nie poda. W tym miejscu nowocześni ludzie chętnie wstawią okrutne patriarchalne trzymanie wszystkich wokół za mordę na krótkim sznurku. A jednak nie, jednak Chrześcijaństwo to wolność, bo świątynie prawdziwie Chrześcijańskie jako jedyne mają to do siebie, że można przyjść i odejść, co oznacza właśnie wolność. W innych religiach najczęściej da się przyjść, ale nie da się odejść. A jeżeli spotykasz w życiu przeciwieństwa, które cię przerastają, jeżeli nie zwrócisz się po pomoc tam wysoko, to możesz sobie nie poradzić.
A jeśliby ktoś zauważył, że bliska osoba córka, żona czy koleżanka ogląda film albo czyta książki niebezpieczne dla moralności, psychiki tej osoby to nie można rzucać się z zębami, jak tygrys z prtensjami, szantażem emocjonalnym czy kłótnią. Osoby takie czasem są uzależnione emocjonalnie np. od akcji serialu albo książek o określonej treści, do czego bliscy tej osoby też mogą się wcześniej przyczyniać np. obojętnością na czyjąś wrażliwość. Jeśli chcesz walczyć skutecznie o kogoś bliskiego, kto ma ten kłopot często nie załatwiasz tego za jednym razem, za jedną rozmową. Daj Boże jeśli ukochana ci osoba zrozumie twoje argumenty i odrzuci np. książkę, ale może tak nie być. Jeśli ktoś wlazł głęboko w kolczaste krzaki, to i ty musisz się pokłuć, żeby go stamtąd wyciągnąć i jeszcze oberwie ci się od niej za to, że przeszkadzasz komuś tkwić w pułapce świadomości. Inni nawet będą ci wmawiać, że się czepiasz, że się wtrącasz, ale przełuż im to na uzależnionego narkomana, który daje sobie, co drugi dzień w żyłę. Będą ci wmawiać, że ktoś ma swój świat i swoje zainteresowania, ale zbieranie znaczków albo podróżowanie to nie to samo marnowanie życia dla 2 albo 3 seriali. A nie można przecież powiedzieć, że próba pomocy narkomanowi jest wtrącaniem się w jego świat, a jeśli kogoś kochasz, to widząc jakieś uzależnienie nie zostawisz kogoś samemu sobie, uzależnienia są różne. Oby nie było uzależnienia, oby udało się po jednej rozmowie, ale jeśli nie, to miej świadomość, że będzie to trudne i potrzebna będzie wytrwałość, cierpliwość, dużo pracy, a może i jakieś porady bardziej doświadczonych. Pamiętaj jednak, że ty swoją córeczkę, żonę czy siostrę kochasz, a miłość twoja będzie silniejsza od zła. Zanim rozpoczniesz takie rozmowy, działania na początek znajdź odpowiedni wykład np. Pulikowskiego, jak takie rozmowy prowadzić i wiedz, że popełnisz będy, ale to nic, nie ma wypadków ten, co nie jeździ, ale też nie trafia ten, co nie strzela. Walcz.
Sebastian Sobowiec