MÓJ PATRON
Bł. Małgorzata z Castello (1287-1320)
....
Dzieje Małgorzaty z Castello rozgrywały się we Włoszech. W Górach Apenińskich na południowym-zachodzie, na wyniosłym grzbiecie góry Trabarii, jak czujny orzeł, dumnie mierzącej w błękit włoskiego nieba, usadowiła się potężna forteca, o strategicznym znaczeniu, zamek Metola.
Młody oficer zwany Parysem poprowadził armię i dzięki swemu geniuszowi zdobył twierdzę. Za zwycięstwo został nią obdarowany wraz z rozległymi włościami. Do tej górskiej warowni Parys sprowadził swą młodą żonę Emilię. Na początku 1287 roku w zamku Metola stało się wiadome, że pani Emilia urodzi dziecko. Parys oczekiwał syna. Tak ważne wydarzenie chciał uczcić. Rozpoczęły się przygotowania bankietu na cześć jednorodzonego. Największą atrakcją miały być pawie.
Ale zamkowy dzwon milczał w dniu, w którym urodziło się dziecko. Dziecko było dziewczynką. A dziewczynka była straszliwie zniekształconą kaleką.
Rodzice kierując się współczuciem, większą miłością darzą kalekę, aniżeli pozostałe zdrowe dzieci. Ale Parys i Emilia nie byli ludźmi tej miary.
Dziecko było maleńkie, garbate, prawa noga była krótsza od lewej, i było ślepe. Zaufana służąca w tajemnicy zaniosła dziewczynkę do chrztu i była tą, która wybrała imię Małgorzaty. A Margarita znaczy: Perła.
Kapelan, który uczył dziewczynkę zasad religii często mówił rodzicom o nieprzeciętnej inteligencji ich córki, ale oni nie okazywali zainteresowania.
Małgorzata była trzymana w ukryciu. Po incydencie, gdy Małgorzata natknęła się na gościa, Parys kazał zamurować Małgorzatę w celi przy kościele parafialnym ku oburzeniu służby.
Dięki wskazówkom kapelana rozumienie życia przez Małgorzatę było nadzwyczjne. To nie ciało jest ważne – mówił jej kapelan – ponieważ rozsypie się ono w proch. Liczy się tylko twoja dusza. Ona żyje wiecznie. Bóg stworzył ją na swój obraz i podobieństwo. On ciebie kocha i prosi cię, abyś ty odwzajemniła Jego miłość.
Postanowiła przyjąć Boże zaproszenie i iść za swoim Zbawcą aż na Kalwarię.
Po trzynastu latach Małgorzata pożegnała się ze swoją celą, aby dowiedzieć się, że przenoszą ją do innego więzienia.
Pewnego dnia pani Emilia zwróciła się do męża, by zabrać Małgorzatę do Citta di Castello by modlić się tam o jej uzdrowienie. Wkrótce byli gotowi do drogi. Następnego ranka niewidoma dziewczyna przystąpiła do spowiedzi i przyjęła Świętą Komunię i modliła się z całej mocy, ze wszystkich sił. Ale cud uzdrowienia się nie zdarzył. Parys i Emilia wyjechali z miasta. Jakiś czas Małgorzata czekała stojąc w drzwiach. Wiedział o tym, że rodzice jej nie kochają, ale nie dopuszczała myśli, że ją opuścili. Świat Małgorzaty runął w gruzy. W śmiertelnej męce prosiła Boga, by teraz, gdy już nie ma ojca ziemskiego, mogła doskonalej ofiarować się Jemu, swemu Ojcu Niebieskiemu. Najwyższy już czas, by zaczęła sama troszczyć się o siebie i właśnie teraz zamierza to uczynić. Nowi towarzysze, miejskie wyrzutki zapoznali Małgorzatę z ulicami miasta, pokazali jej źródło, gdzie mogła się umyć i ugasić pragnienie. Małgorzatę przyjmowali ubodzy i w ich domach doznała po raz pierwszy tego, czego łaknęło jej serce przez całe życie: ciepłego przyjęcia, szczerego uczucia i bezinteresownej miłości. Każdy dom, który ofiarował Małgorzacie gościnę powoli ulegał znacznej przemianie. Sąsiedzi żyli w przyjaźni, rodziny niereligijne zaczęły z pobożnością myśleć o sprawach wiecznego zbawienia. Ludzie zauważywszy to zjawisko, przypisywali je modlitwom Małgorzaty, aby Bóg wynagradzał tych, którzy ją przygarnęli.
Zakonnice z Castello przedstawiły sprawę Małgorzaty biskupowi. Jego Ekscelencja powiadomił zakonnice, że Małgorzata była dzieckiem z prawego łoża, a także, że była ochrzczona. Po otrzymaniu tej gwarancji od biskupa zakonnice zaprosiły Małgorzatę, by dołączyła do ich wspólnoty. Małgorzata doskonale we wszystkim sobie radziła i pomagała w wielu czynnościach. Małgorzata była tak szczęśliwa, że aż zaczęło ją to niepokoić. Małgorzata przyrzekła Bogu żyć zgodnie z Regułą i narzuciła sobie surowe życie co drażniło zakonnice, które wypędziły ją z konwentu. A ona wciąż pragnęła Boga. Mantellate – świeckie kobiety członkinie Zakonu Pokutnego św. Dominika zbadały sprawę Małgorzaty. Raport był pozytywny i powiadomiono Małgorzatę, że jest mile widziana jako członkini zakonu.
„Niech Ten, który rozpoczął to dobre dzieło w tobie, udoskonali je na przyjście dnia Jezusa Chrystusa”.
Reguła, której się uczyła, podkreślała trzy sprawy: studia, modlitwę i pokutę. Chociaż Małgorzata poświęcała każdego dnia dużo czasu modlitwom ustnym, trzeba powiedzieć, że były one raczej wstawkami, przerywnikami tej wyższej formy modlitwy – rozważania. Nie brakło dowodów na to, że Małgorzata coraz częściej zaczęła przechodzić od modlitwy myślnej, do najwyższej formy modlitwy, to jest do kontemplacji. Codziennie przystępowała do spowiedzi i uczestniczyła we Mszy Świętej. Ten osobliwy program umartwiania się niewidoma dziewczyna wiernie realizowała aż do swej przedśmiertelnej choroby.
Będąc jeszcze dzieckiem, Małgorzata udała się w długą, uciążliwą podróż, przy jej końcu miała nadzieję ujrzeć Boga. Przez te wszystkie lata pośpiesznie zdążała ku swemu celowi. Czyniła użytek ze wszystkich możliwych środków, zwykłych i nadzwyczajnych, umożliwiających zdobycie tego jedynego, wielkiego celu jej życia. Ciosy zadawane jej przez życie raniły ją głęboko, lecz ona nigdy nie zachwiała się w powziętym postanowieniu, a więc, że cierpienie oczyszcza i pogłębia miłość, przyjmowała wszystkie doświadczenia i przeciwności tak, by jej miłość do Boga mogła stać się czystsza i głębsza.
I teraz, po wielu latach pokornego, cierpliwego cierpienia, nie brakowało znaków, że ona naprawdę jest blisko, bardzo blisko Boga, którego tak mocno ukochała.
Nie można zbliżyć się do Boga tak, jak uczyniła Małgorzata, by temu nie towarzyszyły pewne widzialne dowody obecności zjawisk nadprzyrodzonych.
Płomienna miłość Boga kazała jej zacząć z całą żarliwością ducha wyśpiewać swoją pieśń. Gdy dominikański teolog krytycznie przysłuchiwał sie jej niezwykłym wysiłkom opisania Bożego Piękna, zaczęło ogarniać go uczucie, że cały materialny świat teraźniejszości znika w oddali i staje się mglisty i nierealny, podczas gdy zasłony wieczności rozsuwają się jedna po drugiej, pozwalając mu ujrzeć z oddali ponadnaturalną chwałę. Ostatni cierń wątpliwości ustąpił z jego myśli i z lękiem przypomniał sobie słowa: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.”
Gdy zaczął się rok 1320, najbliżsi przyjaciele Małgorzaty zrozumieli, że nie zamierza już dłużej pozostawać z nimi. Jej pokrzywione ciało wyraźnie zaniechało wysiłków w walce o utrzymanie zjednoczenia ciała i duszy. Znaki były nieomylne. Małgorzata była obecnie tak przeobrażona, że zupełnie zapomniała o sobie, a myślała tylko o Bogu i Jego chwale.
Czarna dominikańska mantella Małgorzaty, w którą owinięto jej ciało, służyła jako całun. Huragan ufnych, żarliwych błagań potężniał i z porywającą siłą wznosił się do tronu Bożego Miłosierdzia.
Paweł V, 19 października 1609 roku beatyfikował Małgorzatę, ustalając jej święto w dniu 13 kwietnia.
Małgorzata dokonała cudu osiągając nieśmiertelną chwałę.
I właśnie dlatego ta nieznana dziewczyna, która zajmowała wyeksponowanego miejsca w życiu publicznym, która nie posiadała wybitnych talentów, przyciągających uwagę świata, żyje w ludzkiej pamięci od ponad sześciuset lat. I to jest powodem, że niewątpliwie nadal będzie czczona przez wiele ludzkich serc tak długo, jak długo będą istnieć na świecie Wiara, Nadzieja i Miłość.
Tarnobrzeg 7.02.2018 r.
Zebrała i opracowała ...
na podstawie: „Życie bł. Małgorzaty z Castello 1287-1320” o. William Bonniwel OP, Wyd. Michalineum, Marki 2011.
Książka znajduje się w księgozbiorze Biblioteki Klasztornej O.O. Dominikanów w Tarnobrzegu. Biblioteka jest czynna w środy od 17 do 18. Zapraszamy!